Ludkowie.

piątek, 23 marca 2012

PROLOG.

- Nie - wyszeptałam - to nie może być prawda - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Przykro mi. Twoi rodzice - lekarz się zawahał - oni nie żyją - łzy zaczęły same napływać do moich oczu. Wybiegłam ze szpitala i biegłam przed siebie. W końcu dobiegłam do parku, byłam już zmęczona, więc usiadłam na pobliskiej ławce i dałam się ponieść emocjom.
- Dlaczego ja?! - wykrzyczałam przez co kilku przechodniów się na mnie popatrzyło. Miałam to w dupie, ponieważ przed chwilą dowiedziałam się, że moi rodzice nie żyją. Ludzie za których oddałabym własne życie, odeszli. Nie miałam dla kogo żyć. Z moich rozmyślań wyrwała mnie piosenka Lego House Ed'a Sheeran'a. Dopiero po kilkunastu sekundach zorientowałam się, że to mój telefon dzwoni. Popatrzyłam na wyświetlacz. Pisało " Niall :* ". Niall mój ukochany kuzyn, zawsze gdy go potrzebowałam był ze mną.
- Słucham? - w końcu odebrałam.
- No nareszcie, dzwonię chyba siódmy raz - powiedział ze złością w głosie.
- Przepraszam - powiedziałam ledwo słyszalnie.
- Słyszałem co się stało - łzy znowu zaczęły cisnąć mi się do oczu - przyjadę po ciebie.
- Poradzę sobie - powiedziałam drżącym głosem - nie musisz przyjeżdżać - tak naprawdę bardzo chciałam żeby przyjechał, przytulił mnie i powiedział, że będzie dobrze, ale on był w zespole, ciężko pracował, nie chciałam mu przeszkadzać, on i tak w przeszłości wiele dla mnie zrobił.
- Ale ja nie przyjmuje odmowy - powiedział stanowczo - będę po ciebie, tak około 21, bo zanim dolecę do tej Polski.
- Okej, to ja w tym czasie spakuje się.
- Dobrze, to do zobaczenia! Pa! Kocham cię!
- Też cię kocham, pa! - powiedziałam, po czym się rozłączyłam. Wstałam i poszłam do domu. Gdy już byłam pod drzwiami, wyjęłam klucz z torebki, otworzyłam drzwi i weszłam do mieszkania.

1 komentarz: